Raz zdarzyło mi się usłyszeć od moich rodziców, że widzieli takiego jak ja, co to biega z telefonem po parku, w prawo, w lewo... zapatrzony w ten telefon, że świata wokół nie widzi i macał ławkę, oglądał kosz na śmieci ze wszystkich stron, drzewa, pochylał się, zaglądał wszędzie, kucał, stawał... itd. Myślę, że jest to chyba najlepszy opis – jak „keszerów” widzą „mugole”.
W Polsce udało mi się podczas poszukiwań tylko dwukrotnie (jak dotąd) wpaść na innego „keszera”, pewnie z czasem lista powiększy się, ale póki co... Pierwszym razem było to na samym początku mojej przygody. W środku miasta wpadliśmy na grupę, która chyba szukała na czas, bo biegali jak szaleni, obmacali i „oświecili” wszystko, lecz nie znaleźli pojemnika i pobiegli (dosłownie) do kolejnego na swojej liście. Tutaj rada – czasem warto spokojnie przeanalizować logi, mapę, teren, gdyż nie wszyscy mają możliwość dokładnego odczytania współrzędnych i czasem skrytka jest w „drugim rogu”. Odnalazłam ją wtedy, w miejscu, które tamta grupa kilkukrotnie sprawdziła, a sama sięgałam tam pewnie ze 7 razy. Wtedy patrzyłam na nich jako "półmugolka" i byłam przerażona tym co zobaczyłam.
Moje drugie spotkanie było poza miastem i jak tylko wysiadłam z samochodu, zawołałam do człowieka: „Jak idzie szukanie? Znaleziona?!”. Nieźle się zdziwił. Chodziliśmy we trójkę i szukaliśmy. To była wesoła przygoda, bo pojemnik został podniesiony i odłożony przez jedno z nas i nie wiem co mną powodowało, że szukałam dalej – podniosłam „Mam!” - ich miny – niezapomniane:) Dla takich chwil warto szukać:)
Jak dotąd szukałam jeszcze czegoś więcej w Niemczech i to zupełnie inna bajka. Na chyba 27 skrytek spotkałam się z innymi poszukiwaczami trzykrotnie. Niemiecki geocaching jest inny niż Polski, lecz mam nadzieję, że nasz rodzimy wyewoluuje i także będzie można bawić się praktycznie wszędzie, pojemniki będą szanowane i będzie to „rodzinna dyscyplina sportowa”.
Jak było w Niemczech?
Wybrałam się na święta do rodziny, oczywiście z listą skrytek w pobliżu domu, po które można wyjść z psem na spacer. W pierwszych dniach chyba nikt nie chciał nic szukać wraz ze mną, ale wszyscy byli zainteresowani, gdy wracałam. Codziennie słyszałam pytanie: „Znalazłaś coś?", a gdy zaczynałam opisywać, że tak lub dlaczego nie, to widziałam coraz większe niezrozumienie w oczach. Prawie każdy coś słyszał o geocaching, ale nikt nie wiedział o co w tym wszystkim chodzi. Mój brat, któremu „geo” już wcześniej obiło się o uszy, poczytał trochę i po dniu, gdy pojechaliśmy z psem na spacer i znaleźliśmy kilka skrytek, wieczorem miał już swoje konto i od następnego dnia wpisywałam już nie jedną, a dwie osoby (w sumie mogłam trzy, bo psa trzeba było często trzymać, tak bardzo chciał bawić się z nami). Bratowa jak wracaliśmy w butach oblepionych ziemią patrzyła na nas jak na wariatów - no właśnie - tak widzą nas mugole.
Tego pierwszego dnia spaceru z psem, gdy brat nie miał własnego konta, spotkaliśmy 5-osobową grupę w wieku ok. 30-60, która szukała skrytki – wyglądali na rodzinkę. Po powrocie do domu, mój zaskoczony brat, od razu opowiedział o tym żonie i założył własne konto. Historia ta została opowiedziana kilku kolejnym osobom, a po proszonym śniadaniu u przyjaciół rodziny, byłam zmuszona pokrótce objaśnić o co chodzi i wybrali się ze mną na poszukiwanie.
Jak szuka się z mugolami?
Po krótkim wykładzie prowadzonym w języku angielskim, tłumaczonym dalej na niemiecki w razie nieporozumień i dodatkowo z elementami polskimi rozpoczęto spacer. Po dotarciu do potencjalnego miejsca ukrycia czułam się naprawdę wyjątkowo – 5 osób i pies biegali po parku zaglądając to tu to tam, a ja po angielsku krzyczałam: „no, not this, it must be small, there's something about tree. Could You translate this?” tłumacząc i rozwijając: „nie! To nie będzie to. Tu jest coś napisane o drzewie. Mógłbyś to przetłumaczyć? Nie rozumiem tego fragmentu, ktoś coś pisze o...” itd. Ostatecznie przeczesali plac zabaw, a skrytka była pod współrzędnymi, bardzo dobrze zamaskowana i chyba każdy z nich przeszedł obok niej. Drugim na trasie był mały pojemnik pod mostkiem i tu wykazał się mój brat, a pod drugim mostkiem to chyba byli wszyscy po kolei i nikt nic nie znalazł. Szukanie w grupie ma swoje plusy jak i minusy. Plusem jest czas spędzony na spacerze, telewizor nikomu nie był potrzebny tego dnia i wszyscy świetnie się bawili. Dla keszera wyjątkową nagrodą jest mina mugoli – to naprawdę to?! Minusem jest dużo osób, które wzbudzają zainteresowanie osób postronnych. W większej grupie łatwiej dojrzeć to, czego potencjalnie być nie powinno lub powinno, lecz sami nie możemy tego dostrzec. Większość graczy to dorośli, lecz jest to świetna gra dla dzieci i może też dlatego mugole, dopóki sami nie znajdą skrytki, uważają, że wróciliśmy do czasów przedszkola. A ostatecznie? Wszyscy z nas to takie duże dzieci.
Jak widzą nas? - Tak jak my widzimy ich, gdy pomagają nam w poszukiwaniach :)